Rozdział
11
<Maxi>
-
Gdzie jestem?
-
Jesteś... no... no w szpitalu.
-
Ale po co?
-
Można powiedzieć, że miałaś wypadek.
-
Jak to: „można powiedzieć”? O co tu chodzi? Będę żyć?
-
Tak. Zawsze już będziesz żyć. I zawsze przy mnie, jasne?
-
Zazdrościsz co? W takim gipsie i rozmowach na poziomie już
poderwałam każdego chłopaka- droczyła się Natalia- ale tu nie
chodzi o to. Co się stało? Co to był za wypadek?
-
Tego nie można raczej nazwać wypadkiem. Ktoś Cię zaatakował.
Znalazłem twoje ciało już prawie martwe. I właśnie... muszę Ci
coś powiedzieć. Ty...
-
Naty?- usłyszałem męski głos.
-
Tak, to ja.
-
Jest pani przygotowana do operacji?
-
Jakiej co? Nawet za bardzo nie wiem co tu robię, a już operacja?
-
Możemy ją przeprowadzić? To bardzo ważne.
-
Yyy... tak, dobrze. Mogę z nim zostać na 2 minuty? Tylko to.
-
Ok- powiedział lekarz i wyszedł.
<Naty>
Mierzyłam
Maxiego wzrokiem. Z wielką powagą podziwiał swoje buty. Odezwałam
się pierwsza:
-
Powiedz coś.
-
Ale co mam Ci powiedzieć? Jak cierpię? Jak budzę się w nocy i
myślę „Czy Naty jeszcze żyje?” Co mam mówić? Jak bardzo Cię
kocham? Nie mogę Cię przecież stracić! Nie wytrzymałbym tego
chodzenia do Studio. Bo byliby tam wszyscy. Wszyscy, oprócz Ciebie.
-Ja
tylko...
-
Nic nie mów.
Powoli
podszedł. Schylił się. Nasze usta były coraz bliżej. To była
chyba jedyna część ciała, którą ruszałam i nie sprawiało mi
to bólu. Tak blisko. Patrzymy sobie w oczy. Bardzo, bardzo, bardzo
blisko.
-
Ekhem. Mam przygotować pannę Natalię do operacji.
Zmieszanie.
Odrywamy się od siebie. Mój chłopak jednak jeszcze raz się schyla
i mówi mi do ucha „Będzie dobrze. Jednak nie mogę odpuścić.
Gdy znajdę osobę, która zrobiła tobie krzywdę, to ja zrobię
krzywdę jej.” Dał mi buziaka w policzek i wyszedł z
pomieszczenia.
<Ludmiła>
Już
przez kilka dni nie ma Natalii w szkole. Oczywiście ten raper i
reszta tych ofiar strasznie się o nią martwią. Ja też w sumie się
zastanawiam co się jej stało. Jednak najgorsze jest to, że do
Studia przyjechał Fede, przyjaciel Violetty. Bardzo mi się podoba,
ale bez Naty nie mogę niczego zdziałać. Odkąd wyjechał Tomas,
myślę tylko o Federico. Ahhh...
<Fran>
Wracałam
od Camili. To był już późny wieczór, więc ciemność pochłonęła
cały świat. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramiona.
-
Oddawaj torebkę, bo pożałujesz!
-
Niczego Ci nie oddam!
Napastnik
uderza mnie w twarz, a później w głowę. Kręci mi się w głowie.
Już prawie upadam. Jednak nagle ktoś bierze mnie na ręce, wyrywa
napastnikowi moją torbę i każe mu się wynosić. Niesie mnie
gdzieś. Nie wiem kto to. Wnosi mnie do dużego budynku. To szpital.
Stawia mnie na ziemię.
-
Nic Ci się nie stało?
-
Nie.
-
To świetnie. A tak w ogóle jestem Marco.
-
Ja jestem...
-
Ty jesteś Francesca. Znam Cię z U-mixu. Wiesz co? Lepiej
porozmawiajmy później. Najpierw przebada Cię lekarz.
Ruszamy
korytarzem. Jest późno, więc na korytarzu siedzą tylko nieliczne
osoby. Płaczą, mamroczą coś lub po prostu patrzą się w
przestrzeń. Jednak jedna osoba przyciąga szczególne moją uwagę.
Chłopak ma na oko 17 lat. Na głowie ma kolorowy fullcap, na szyi
wiszą bezwiednie słuchawki. Przecież to Maxi! Ale nie ten sam co
zawsze. Tamten Maxi jest zawsze radosny. Ten wręcz przeciwnie: po
jego policzkach spływają łzy, a on sam patrzy się w ziemię.
Proszę Marco, żebyśmy do niego podeszli.
-
Co się dzieje Maxi? Czemu tu siedzisz.
-
Pamiętasz jak opowiadałem Ci o Naty?
-
Racja.... ale... ona..
-
Spokojnie, żyje. Tylko teraz trwa jej operacja.
-
To czemu się smucisz? Przecież będzie żyć!
-
Wiem! Wiem, że będzie żyć! Ale co z tego, jeśli jest bardzo mało
prawdopodobne, że będzie chodzić. Rozumiesz? Wózek inwalidzki! I
jak ona wytrzyma bez tańca? Jak?
W
tej chwili z sali wychodzi lekarz. Mówi do Maxiego:
-
Panie Ponte, operacja się przedłuży. Możemy przygotować dla pana
pościel, bo wiem, że pan stąd raczej nie wyjdzie, a siłą wynosić
nie chcę. I nie smuć się!
Wychyla
się głowa lekarza.
-
Złe wieści. Pacjentka... ona... nie wróci do zdrowia....
------------------------------------------------------------------------
Staram się pisać jak najwięcej. Tylko błagam Was o komentarze! @Naty Perrdio, dzięki, ze chociaż teraz ty mnie wspierasz. Oczywiście kocham Was wszystkich, ale nie piszę tylko dla niej bloga. Więc proszę Was tylko mały komentarz.
1 KOMENTARZ= 10% PRZYPŁYWU WENY
Spokojnie ja czytam i komentuje ;)
OdpowiedzUsuńNiedługo pojawią się też komentarze innych :D
Swietny blog!!! Znalazłam go wczoraj wieczorem, a dziś już nadrabiać wszystkie rozdziały :) jesteś genialna rąk jak twoje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńOby Naty wróciła do zdrowia :)
Pozdrawiam Asia <3
Ps. Zazapraszam do mnie mojahistoriaviolki.blogspot.com lub opowiadaniaonastolatce.blogspot.com