Rozdział
15
<Maxi>
-Jak
to nic?
-
Nic.
-
Ale... lekarze... ty miałaś wyzdrowieć!
Wołam.
Krzyczę. Błagam o pomoc. Lekarze wpadają do sali. Szybko opowiadam
co zaszło. Sadzają Naty na wózek. Nie pozwalają mi iść.
-
Maxi! Chodź ze mną! Proszę, nie zostawiaj mnie!
-
Bardzo bym chciał, ale nie mogę!
-
To przyjdź rano! Poczekam na Ciebie, obiecuję!
-
Oczywiście, że przyjdę!
Odjechała.
Odjechała! Na wózku. Wychodzę ze szpitala. Oczy zachodzą mi
łzami. Przypominam sobie całą historię: na początku płakałem.
Tylko. Później cieszyłem się. Jak nigdy dotąd. A teraz znów
płaczę. Tylko, że teraz jest to jeszcze większy ból niż
poprzedni.
Chodzę
tak i rozmyślam nad tym 4 godziny. Zatrzymuję się przy jakimś
drzewie w parku. Ja nie mam kluczy, a nikogo nie ma w domu. Zresztą
całe Buenos Aires pogrążyło się w śnie. Więc ja też: kładę
się na ziemi i zasypiam.
Budzi
mnie czyjś głos. Damski głos:
-
Co z nią zrobimy?
-
Nie wiem. Nieźle się trzyma od pobicia.
-
Słyszałam. Jest w szpitalu. Tak w ogóle po co wrzuciłeś jej
chłopakowi liścik? Tak to by jej nie znalazł!
-
To ty mi to kazałaś zrobić!
-
Może i tak... zresztą nieważne. Ma wielkie szczęście. Jej
chłoptaś znalazł ją na czas.
-
Tak. Nawet nie wiem jakie szanse miała na przeżycie. Była
strasznie pobita!
-
Postarałeś się!
-
Dla Ciebie wszystko gwiazdeczko. Pożałuje, że mnie nie doceniła.
-
Dobra. Skończmy i chodźmy stąd. Niedługo ludzie zaczną wychodzić
z domów, a jak ktoś znajomy nas zobaczy, to będziemy mieli wielkie
kłopoty.
-
Masz rację. Dobra, spadamy stąd.
Odeszli,
a ja nie wierzyłem w to co usłyszałem. To były „te osoby”. To
oni pobili Naty.
Tylko
nienormalny nie zerwałby się teraz na równe nogi i nie pobiegłby
do szpitala.Jak się okazuje, jestem całkiem normalny,
bo
właśnie to zrobiłem. Wbiegając wpadłem na kogoś.
-
Uważaj jak chodzisz!- krzyknął.
-
Sorry- odpowiedziałem i pobiegłem na górę.
Okazało
się jednak, że Natalia spała, więc kupienie herbaty (zwłaszcza
po zimnej nocy w parku) nie było złym pomysłem. Jednak gdy wypiłem
herbatę, musiałem skorzystać ze szpitalnej toalety. Wracając,
podszedłem do drzwi sali mojej dziewczyny. Przyłożyłem ucho i
usłyszałem głos:
-
Wreszcie się obudziłaś misiaczku! Nie chciało mi się już dłużej
czekać.
-
Co ty tu robisz? Kto Cie tu wpuścił? Zabierzcie go stąd, ratunku!
<Marco>
Wracaliśmy
w milczeniu. Odezwałem się pierwszy:
-
Przepraszam.
-
Ale za co?
-
Za rodziców. Wiesz te głupie historie...
-
No co ty? Jeszcze nigdy się tak dobrze nie bawiłam! To był super
wieczór!
-
Ze względu na rodziców?
-
Też. Ale myślę, że najważniejsze było to, że ty...
-
Że ja?
-
Byłeś tam- szepnęła.
Stanęliśmy
przed jej domem.
-
Czyli trochę Ci się jednak podobam?- powiedziałem równie cicho.
Zbliżamy
się. Dzieli nas może 1 centymetr. Niestety zawsze coś musi przeszkodzić.
-
Excuse me? Nie
chcę przeszkadzać, ale Fran musi wracać do domu.
To
kuzynka Fran. Odrywamy się, więc się od siebie. Ja mówię tylko
„Do zobaczenia” i znikam w ciemności.
<Fran>
Gotuję
się w środku. Czuję się jakby głowa miała mi zaraz wybuchnąć.
-
Czemu to zrobiłaś ty małolato? Wiem, że rodziców nie ma w domu
kłamczucho.
-
Myślisz, że będę dla Ciebie miła? Nie chciałaś mi pożyczyć
swojego lakieru!
-
Dziewczyno, ty masz 9 lat. Zresztą Twoja mama nie zgodziłaby się
na czerwony lakier.
-
W takim razie... pomaluj mi na różowo!
-
Różowy... ok. Ale obiecaj, że następnym razem nie popsujesz mojej
randki, jasne?
-
Ha! A więc to jednak była randka! Wiedziałam!
-
Powiedziałam randka? To znaczy: impreza, taka mała impreza u
Marco...
-
Teraz to ty zachowujesz się jak kłamczucha!
Ta
młoda dziewczynka miała rację: dla mnie to było coś więcej niż
zwykłe spotkanie. To była RANDKA!!!
<Maxi>
-Nie
wrzeszcz tak. Mam przy sobie żyletkę i nie zawaham się jej użyć,
jasne?
-
I
co mi zrobisz? Zabijesz mnie nią? Poderżniesz gardło?
-
Nie... ale mogę zrobić o tak.
-
Nie rób! To krew! Bo...
-
Boli? Przecież podobno masz paraliż. Nie kłam, że boli, bo nic
nie czujesz idiotko!
Szloch.
Dobijam
się do drzwi. Nic nie daje. Są zamknięte na klucz.
-
Oj ktoś się dobija. Wiesz co? To ja się będę zwijał. O i przy
okazji na pamiątkę!
Krzyk.
Akurat
w tym momencie udaje mi się wyważyć drzwi. Natalia... ona...
---------------------------------------------------------------------------------
Jak myślicie? Kto może być sprawcą wypadku Naty?
Kim jest chłopak tnący Natalię?
Odpowiedzi na pytania do rozdziału szukaj w kolejnych rozdziałach, ukażą się (mam nadzieję) niedługo!
I jak myślicie? Kto jest na tych zdjęciach?
(źródło zdjęć: blog "Violetta 2 Polska")
Boski rozdział
OdpowiedzUsuńBiedna Naty
Czekam na next
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;)
Kocham twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńPierwszy to Maxi, a druga to Naty ?
Wpadnij do mnie http://naxi-i.blogspot.com/
Hej :)
OdpowiedzUsuńDopiero odkryłam tego bloga, będę tu wpadać :*
Zapraszam do mnie: el-camino-hacia-el-amor.blogspot.com
Czekam na next!