Żuczki!
Chciałabym Was przeprosić za nie dodawanie rozdziałów, ale ostatnie jestem zabiegana. Połowa z Was pomyślała, że pewnie już umarłam, a pogrzeb odbył się dawno temu i...
NIE, NIE NIE!
Jeszcze żyję i niedługo mam zamiar wstawić rozdział. Końcówka maja to ciąg niekończących się testów, kartkówek i poprawek. Fuuuuuuu, szkoła...
Bywa.
A więc przepraszam. Na szczęście nadchodzą wakacje i będę miała dużo czasu.
Kocham Was mocno i pozdrawiam. Pa ♥
czwartek, 29 maja 2014
poniedziałek, 12 maja 2014
Rozdział
17
<Narrator>
Ból.Dzieli
się na dwie części:fizyczny i psychiczny. Ich odmienne cechy to
to, że ból fizyczny da się znieść. Psychicznego nie.
Paraliż.
W nim nie boli najbardziej ból fizyczny, ale psychiczny.
I
jak myślicie co taka osoba może zrobić? Dociera do niej coś
strasznego. Ten ktoś może stracić zdrowie, szczęście, pasję.
Jednak ona najbardziej bała się, że straci miłość. Strach przed
tym, że chłopak nie będzie jej kochał za wadę, której ona nie
mogła się w żaden sposób pozbyć. Nie mogła znieść tej myśli.
-
Cieszysz się, że wychodzisz?
-
Jak mogłabym nie? Wreszcie zobaczę wszystkich w Studio!
-
Naty...
-
Nie powiedziałeś im?
-
Sam byłem tylko z 3 razy w Studio.
-
Ok... a więc przeżyją szok!
-
Nie gniewasz się na mnie?
-
Nic nie jest w stanie popsuć mi humoru. Wyszłam ze szpitala.
Miałam serdecznie dosyć tego miejsca!
-
Ja też- powiedział, po czym pocałował ją w policzek- jesteśmy
Naty. Mała nowicjuszko, witaj w Studio On Beat!
-
Ej, no co ty! Zachowujesz się jakbym pierwszy raz wchodziła do
Studio!
-
Dawno Cię tu nie było. Mnie zresztą też nie- dodał ciszej.
Korytarze
byli zapełnione. Ludzie usuwali się z drogi wózkowi i patrzyli na
nią „tym” wzrokiem. Nienawidziła go. Było to połączenie
litości i obrzydzenia. A jak myślicie, czemu obrzydzenia? Ludzie
uważali, że jeśli ktoś jeździ na wózku jest chory. A choroba
dla wszystkich była rzeczą obrzydliwą. Dla niej była naturalna.
Wjechała
do auli. Zrobiło się cicho. Wiele par oczu wlepionych właśnie w
Natalię. Jednak znajome odgłosy zagłuszyły ciszę. Muzyka. To
było coś, co było jej bardzo potrzebne. Ona zagłuszała wszystko
co złe. Złe emocje, chorobę, a przede wszystkim ciszę. To była
jedna z rzeczy, której Natalia nienawidziła najbardziej.
Muzyka
płynęła, a ona wraz z nią. Słowa wypływały z niej. Nie znała
słów, ani melodii. Po prostu śpiewała o tym co czuła. O wielkim
bólu, ale też radości. Wróciła. Wróciła tutaj. To było jej
miejsce na ziemi. Wiedziała, że nigdy go nie opuści. To było dla
niej zbyt ważne.
Ona
była sama. Siedziała na krzesełku i czekała. Na co? Nie
wiedziała. Na poprawę? Ale co mogło pomóc?
Wyżeranie
od środka. Czy jest na to lek? Szczerze wątpiła. Chemioterapia.
Może? Nigdy nie wiadomo.
Jednak
w niej rodził się coraz większy...
Myślicie,
że będzie tam napisane strach? O nie. Ból. Już w kolejnej osobie
rodził się ból. Trochę inny, ale rodzaj ten sam. Psychiczny. Ten
najbardziej bolesny. Ten zazwyczaj nie do wytrzymania. On nie niszczy
twojego ciała, lecz coś o wiele cenniejszego. Twój rozum i duszę.
Ból.
Takie proste słowo, a tak trudne pojęcia się w nim mieszczą.
Otworzył
drzwi. Wjechał z nią do przedpokoju i zapalił światło. Zdjął
jej buty i sweter, bo w domu było ciepło. Sam zdjął cieplejsze
ubrania i poprowadził jej wózek do kuchni. Zaczął parzyć ciepłą
herbatę.
Ona
patrzyła na każdy jego ruch. Wkłada dwie torebki z herbatą do
kubków i zalewa wodą. Podnosi po każdym w jednej ręce i kieruje
się do salonu. Po chwili wraca, bierze ją an ręce. Siada z nią na
kanapie. Włącza telewizor. Do późna oglądają jakieś idiotyczne
kreskówki. Siedzą ze splecionymi dłoniami i komentują głupie
zachowania Freda Flinstona. Nawet nie zauważają gdy za oknem
zaczyna padać. Grzmi. Huk. Nie ma prądu. Maxi wstaje i zapala kilka
świec.
-
Dzięki burzy mamy romantyczną atmosferę, co?
-
I co romantyku, zamierzasz to wykorzystać?
-
A co wolisz wracać do domu w taką pogodę?
-
A jak myślisz?
-
Czyli wracasz?
-
Myślałam, że jesteś bardziej inteligentny- powiedziała Natalia
po czym pocałowała swojego chłopaka.
---------------------------------------------------------------------------------
Od razu przepraszam Was za rozdział, bo jest krótki i do dupy, ale maj, zwłaszcza dla osoby, która walczy o dobre oceny do gimnazjum nie jest łatwo :/
Wiem, wiem jestem żałosna z moim gadaniem, że nie mam czasu i bardzo Was przepraszam. Kocham i pozdrawiam ♥
wtorek, 6 maja 2014
Rozdział
16
<Maxi>
Krew.
Dużo krwi. Na nogach lała się wręcz strumieniami. Chłopak, który
tu przed chwilą stał nie sczędził sobie cięć. Na twarzy tylko
jedno. TYLKO? Mogłoby ich nie być wcale, gdybym ja, wesoły debil,
nie stał pod drzwiami i nie słuchał ich rozmowy jak żałosnej
telenoweli! Zresztą nieważne. Nie było teraz czasu na rozmyślanie
o mojej głupocie.
-
Już wołam lekarzy kochanie, tak? Zaraz tu przyjdą.
Zero
reakcji. Odwracam się. Jest nieprzytomna. Wychodzę na korytarz.
Omijam powalone drzwi i proszę jakąś kobietę siedzącą na
korytarzu, aby zawołała lekarzy. Ja sam czekałem przy niej
dzielnie. Przyjrzałem się jej uważnie. Na nogach dużo draśnięć.
Niektóre dłuższe, inne krótsze. Jednak mam czasu na przyglądanie
się jej. Wbiegają lekarze i zabierają ją do zabiegowego. Ja
oczywiście odprawiam mój codzienny rytuał siadam i pochlipuję.
Nagle słyszę dziewczęcy głos:
-
Co się znowu stało Maxi?
<Camila>
Siedzę
z Francescą w moim pokoju. Omawiamy jej randkę z Marco.
-
Jejciu Cami! Było tak cudownie! Gdyby nie moja mała samolubna
kuzynka byśmy...- przerywa w pół słowa.
-
Wiem co chcesz powiedzieć! Byście się pocałowali!!!
Zaczynamy
piszczeć, a po chwili wybuchamy śmiechem.
-
Mam nadzięję, że się Wam uda Fran.
-
A myślisz, że ja nie mam takiej nadziei?
Nagle
ktoś puka do drzwi mojego pokoju.
-
Proszę!
Wbiega
zapłakana Violetta. Na twarzy jest cała czerwona. Łzy płyną tak,
że bluzka Violetty jest cała mokra. A sama Viola...
Ma
podkrążone oczy i naprawdę nie wygląda najlepiej. Jednak to nie
wygląd jest teraz ważny.
-Co
się stało Violu?!- krzyczymy równocześnie z Fran. Dziewczyna
dławi się łzami.
-Bo...
on...
<Maxi>
Przede
mną stoi wysoka blondynka w różowym dresie.
-Co
się stało Maxi?
-
Nieważne.
-
Naprawdę jak komuś powiesz, będzie Ci lepiej.
-
Już nigdy nie będzie lepiej.
-
Jeśli będziesz krył to w sobie, to zapewniam Cię, nie będzie
lepiej. Naprawdę powiedz mi, zrobi Ci się lżej.
Kompletnie
mnie zatkało. Nie wyobrażałem sobie, żeby ta dziewczyna miała w
sobie chodź trochę serca. Zazwyczaj była po prostu wredną żmiją
i nie potrafiła być miła dla nikogo. Co się jej stało? Kto ją
tak odmienił?
-
Ja....- chciałem zacząć, ale po prostu nie wiedziałem jak.
Jednak
nawet nie miałem okazji, bo do pokoju wbiegli rodzice Natalii.
-
Cześć Maxi, hej Ludmiło. Wiecie gdzie jest gabinet głównego
lekarza tego rozdziału?
-
Taaaak. Już państwa zaprowadzimy- powiedziała Ludmiła, bo ja nie
byłem w stanie wydusić z siebie nawet słowa.
Skierowaliśmy
się długim korytarzem do gabinetu lekarza. Rodzice Naty weszli, a
my stanęliśmy pod drzwiami i zaczęliśmy słuchać.
-
Oczekiwałem państwa. Mam informacje o państwa córce. Natalia
przeżyje. Niestety to jedyna dobra wiadomość.
-
A jakie są złe?- spytał drżącym głosem ojciec Naty.
-
Dziewczyna ma paraliż od pasa w dół. Nic nie da się zrobić.
Niestety, ona nie będzie chodzić. Będzie potrzebny wózek
inwalidzki.
-
Rozumiemy... a... a kiedy ona wyjdzie?
-
2,3 dni.
***
-
Wiesz co Ludmiła? Ja... ja chyba pójdę się przejść. Idziesz ze
mną?
-
Ok. I tak miałam już wracać.
Wyszliśmy
z budynku. Jakimś cudem przyjąłem tą wiadomość całkiem
spokojnie. Czułem jednak, że jestem cały czerwony. Moje pięści
zaciskały się same. Z nienawiści? A może ze strachu? Może po
prostu bałem się, że Natalia nie będzie ze mną szczęśliwa.
Wyobraziłem sobie:
„
Idę
z rodziną po parku. Wszyscy jesteśmy zadowoleni. W jednej ręce
prowadzę wózek z dzieckiem, a w drugiej z moją żoną i...”
Nie
mogę tak brnąć przez myśli. To zbyt trudne.
<Camila>
-Violu,
co się stało kochana?- próbowałyśmy wyciągnąć z niej
jakiekolwiek wiadomości. Gdy w końcu się uspokoiła, zaczęła
powoli mówić. Jej głos był drżący.
-
Mój tata... jest... chory... bardzo, bardzo chory. Dziewczyny... to
rak...nowotwór...
-
Jak to?
-
Tatę przez ostatnie tygodnie bardzo bolała ręka. Bolała.... i
bolała. Poszedł do lekarza i.... wyżera go... od środka.
Nagle
zbladła. Podałam jej szklankę wody stojącą na moim biurku.
Zaczęła mówić:
-
Jeśli mi go zabraknie to... to nie będę miała nikogo. NIKOGO!!!
Wyobrażacie sobie? Będę chciała go przytulić. Nie ma go! Dać
buziaka, nie ma! Co ja zrobię, no co?!
Zaczęła
płakać. My popatrzyłyśmy się na siebie bezradnie. Nie
wiedziałyśmy co zrobić.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was bardzo za to, że nie dodaję rozdziałów, ale nauczyciele chcą nas zabić pracą. Zresztą wena mi szwankuje. Jak widzicie w tym rozdziale u bohaterów nie dzieje się najlepiej. Jak myślicie, poprawi się czy nie? Akcja się rozwija... zapraszam do czytania i komentowania. Kocham Was i pozdrawiam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)