WESOŁY LEŃ ZE MNIE.
Strasznie Was przepraszam!!!!!!!!!!!! Wszyscy dodają rozdziały, a ja przed majówką kuję. Zresztą kompletnie nie mam czasu na dodawanie, ponieważ nauczyciele robią wszystko, żeby zniszczyć życie. Spróbuję wstawić rozdział dziś, mam nadzieję, że się uda.
Przy okazji dziękuję Wam za wejścia i komentarze :*
środa, 30 kwietnia 2014
środa, 23 kwietnia 2014
Rozdział
15
<Maxi>
-Jak
to nic?
-
Nic.
-
Ale... lekarze... ty miałaś wyzdrowieć!
Wołam.
Krzyczę. Błagam o pomoc. Lekarze wpadają do sali. Szybko opowiadam
co zaszło. Sadzają Naty na wózek. Nie pozwalają mi iść.
-
Maxi! Chodź ze mną! Proszę, nie zostawiaj mnie!
-
Bardzo bym chciał, ale nie mogę!
-
To przyjdź rano! Poczekam na Ciebie, obiecuję!
-
Oczywiście, że przyjdę!
Odjechała.
Odjechała! Na wózku. Wychodzę ze szpitala. Oczy zachodzą mi
łzami. Przypominam sobie całą historię: na początku płakałem.
Tylko. Później cieszyłem się. Jak nigdy dotąd. A teraz znów
płaczę. Tylko, że teraz jest to jeszcze większy ból niż
poprzedni.
Chodzę
tak i rozmyślam nad tym 4 godziny. Zatrzymuję się przy jakimś
drzewie w parku. Ja nie mam kluczy, a nikogo nie ma w domu. Zresztą
całe Buenos Aires pogrążyło się w śnie. Więc ja też: kładę
się na ziemi i zasypiam.
Budzi
mnie czyjś głos. Damski głos:
-
Co z nią zrobimy?
-
Nie wiem. Nieźle się trzyma od pobicia.
-
Słyszałam. Jest w szpitalu. Tak w ogóle po co wrzuciłeś jej
chłopakowi liścik? Tak to by jej nie znalazł!
-
To ty mi to kazałaś zrobić!
-
Może i tak... zresztą nieważne. Ma wielkie szczęście. Jej
chłoptaś znalazł ją na czas.
-
Tak. Nawet nie wiem jakie szanse miała na przeżycie. Była
strasznie pobita!
-
Postarałeś się!
-
Dla Ciebie wszystko gwiazdeczko. Pożałuje, że mnie nie doceniła.
-
Dobra. Skończmy i chodźmy stąd. Niedługo ludzie zaczną wychodzić
z domów, a jak ktoś znajomy nas zobaczy, to będziemy mieli wielkie
kłopoty.
-
Masz rację. Dobra, spadamy stąd.
Odeszli,
a ja nie wierzyłem w to co usłyszałem. To były „te osoby”. To
oni pobili Naty.
Tylko
nienormalny nie zerwałby się teraz na równe nogi i nie pobiegłby
do szpitala.Jak się okazuje, jestem całkiem normalny,
bo
właśnie to zrobiłem. Wbiegając wpadłem na kogoś.
-
Uważaj jak chodzisz!- krzyknął.
-
Sorry- odpowiedziałem i pobiegłem na górę.
Okazało
się jednak, że Natalia spała, więc kupienie herbaty (zwłaszcza
po zimnej nocy w parku) nie było złym pomysłem. Jednak gdy wypiłem
herbatę, musiałem skorzystać ze szpitalnej toalety. Wracając,
podszedłem do drzwi sali mojej dziewczyny. Przyłożyłem ucho i
usłyszałem głos:
-
Wreszcie się obudziłaś misiaczku! Nie chciało mi się już dłużej
czekać.
-
Co ty tu robisz? Kto Cie tu wpuścił? Zabierzcie go stąd, ratunku!
<Marco>
Wracaliśmy
w milczeniu. Odezwałem się pierwszy:
-
Przepraszam.
-
Ale za co?
-
Za rodziców. Wiesz te głupie historie...
-
No co ty? Jeszcze nigdy się tak dobrze nie bawiłam! To był super
wieczór!
-
Ze względu na rodziców?
-
Też. Ale myślę, że najważniejsze było to, że ty...
-
Że ja?
-
Byłeś tam- szepnęła.
Stanęliśmy
przed jej domem.
-
Czyli trochę Ci się jednak podobam?- powiedziałem równie cicho.
Zbliżamy
się. Dzieli nas może 1 centymetr. Niestety zawsze coś musi przeszkodzić.
-
Excuse me? Nie
chcę przeszkadzać, ale Fran musi wracać do domu.
To
kuzynka Fran. Odrywamy się, więc się od siebie. Ja mówię tylko
„Do zobaczenia” i znikam w ciemności.
<Fran>
Gotuję
się w środku. Czuję się jakby głowa miała mi zaraz wybuchnąć.
-
Czemu to zrobiłaś ty małolato? Wiem, że rodziców nie ma w domu
kłamczucho.
-
Myślisz, że będę dla Ciebie miła? Nie chciałaś mi pożyczyć
swojego lakieru!
-
Dziewczyno, ty masz 9 lat. Zresztą Twoja mama nie zgodziłaby się
na czerwony lakier.
-
W takim razie... pomaluj mi na różowo!
-
Różowy... ok. Ale obiecaj, że następnym razem nie popsujesz mojej
randki, jasne?
-
Ha! A więc to jednak była randka! Wiedziałam!
-
Powiedziałam randka? To znaczy: impreza, taka mała impreza u
Marco...
-
Teraz to ty zachowujesz się jak kłamczucha!
Ta
młoda dziewczynka miała rację: dla mnie to było coś więcej niż
zwykłe spotkanie. To była RANDKA!!!
<Maxi>
-Nie
wrzeszcz tak. Mam przy sobie żyletkę i nie zawaham się jej użyć,
jasne?
-
I
co mi zrobisz? Zabijesz mnie nią? Poderżniesz gardło?
-
Nie... ale mogę zrobić o tak.
-
Nie rób! To krew! Bo...
-
Boli? Przecież podobno masz paraliż. Nie kłam, że boli, bo nic
nie czujesz idiotko!
Szloch.
Dobijam
się do drzwi. Nic nie daje. Są zamknięte na klucz.
-
Oj ktoś się dobija. Wiesz co? To ja się będę zwijał. O i przy
okazji na pamiątkę!
Krzyk.
Akurat
w tym momencie udaje mi się wyważyć drzwi. Natalia... ona...
---------------------------------------------------------------------------------
Jak myślicie? Kto może być sprawcą wypadku Naty?
Kim jest chłopak tnący Natalię?
Odpowiedzi na pytania do rozdziału szukaj w kolejnych rozdziałach, ukażą się (mam nadzieję) niedługo!
I jak myślicie? Kto jest na tych zdjęciach?
(źródło zdjęć: blog "Violetta 2 Polska")
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
piątek, 18 kwietnia 2014
Rozdział
14
<Fran>
Pędziliśmy
do mojego domu. Leon wlókł się za nami powolnie. Chyba nie był
zadowolony, że jego randka z Violą nie wypaliła. My za to
chichrałyśmy się i Viola opowiadała mi o kolejnych parach:
-
Cami i Broduey siedzą w kinie. Fran i Marco zaraz będą parą. Maxi
i Naty.... ciekawe co robią?
-
Pewnie leżą na szpitalnym łóżku i się całują-
zachichotałyśmy.
-
A Violetta i Leon idą ulicą. Leon wygląda jakby chciał mnie
pobić, ponieważ z naszej randki nic nie wyszło- zaczęłyśmy się
śmiać jeszcze bardziej, A Leon gilgotał nas.
-
Dobra. Koniec zabawy- jaki masz plan, o pani?
-
Żadnego. Po prostu ja wiem, że będzie idealnie.
-
Dobra mądralo. Jeśli jesteś tak tego pewna, to ubiór też na
pewno zaplanowałaś, hę?
<Maxi>
Nie
chcieliśmy przestawać. Jednak ktoś zapukał drzwi, więc wypadało
otworzyć. Delikatnie oderwaliśmy się od siebie. Patrzyliśmy sobie
w oczy. Ta długa chwila była dla nas wyjątkowa.
W
końcu wstałem. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Stała tam
Ludmiła! Osoba, która myślała tylko o sobie. Ta która dla
wszystkich była wredna. Uważała się za „Ludmiłę Cyberst@r”.
-
Przepraszam, że przeszkadzam, ale mogłabym porozmawiać z Natalią?
-
Yyyy.... no, no tak, jasne. To ja na chwilę wyjdę tak?- podszedłem
do Naty i pocałowałem ją w rękę- pa słoneczko- wyszeptałem.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Wyszedłem i zostawiłem je same.
<Ludmiła>
Poczułam
się niezręcznie. Czułam, że im przeszkodziłam. Jednak musiałam
tu przyjść.
-
Naty...chciałam...
-
Tak?
-
Prze...prze...prze...przeprosić. Ten wypadek... to nie ja...
zaczęłam
płakać.
-
Nie płacz już Ludmi. Nic takiego się nie stało.
-
Jak to nie? Przecież najpierw nie dawałam Ci spokoju. A później
wypadek...
-
Już dawno Ci wybaczyłam. Nie lubię tego, jasne?
-
Naprawdę?
-
Naprawdę. Jak chcesz możemy się dalej przyjaźnić. Tylko musisz
się zmienić. Tak samo jak ja.
-
Ale oni mnie nie przyjmą. Nienawidzą mnie.
-
My nie skreślamy żadnych ludzi.
-
Nawet mnie?
-
Nawet Ciebie.
-
Dziękuję Naty, dziękuję!
Wszystko
wreszcie się wyjaśniło.
<Marco>
Czekałem
na Fran. Rodzice poszli do kina. Ja miałem ją zabrać do
restauracji. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyglądała
prześlicznie. Dałem jej kwiaty i zaprowadziłem do pokoju. Siadła
na krześle. Przesłuchanie się zaczęło. Zacząłem grać i
śpiewać: Te esperare.
Po
chwili skończyłem.
-
To było cudowne Marco.
-
Dzięki.
-
Tylko pytanie: dlaczego wybrałeś akurat tą piosenkę?
-
Chciałem Ci po prostu zaśpiewać co czuję.
-
Su...super. A tak w ogóle to zdałeś.
-
Świetnie! W takim razie uczcijmy to jakoś: zabieram Cię do
restauracji
madame
.
-
Cudownie.
Gdy
dotarliśmy na miejsce, okazało się, że nasz stolik był zajęty.
Po chwili usłyszałem:
-
Halo! Tutaj kochani!
To
byli moi rodzice. Musieliśmy się do nich dosiąść. Na początku
było OK. Moi rodzice rozmawiali sobie spokojnie z Francescą.
Niestety gdy skończyły się im tematy mój kochany tata zaczął
opowiadać o moim dzieciństwie. Fran prawie płakała ze śmiechu.
Marzyłem o rychłej śmierci. Byłem pewien, że po wesolutkich
historyjkach mojego kochanego papy Francesca ucieknie ode mnie i
znajdzie sobie normalnego chłopaka.
<Maxi>
Dziewczyny
rozmawiały już z 20 minut. Znudziło mi się siedzenie na korytarzu
i czekanie, aż łaskawie skończą rozmowę, więc po prostu
zapukałem i wszedłem do środku. One zaśmiewały się w najlepsze.
-
Mogę wejść?
-
Jasne. Tak naprawdę miałam już wychodzić. Nie chcę Wam
przeszkadzać. Do zobaczenia!- powiedziała blondi i wyszła z sali.
-
O co jej chodziło?
-
Spokojnie Maxi? Wyluzuj trochę. Teraz nawet o przyjaciółki
będziesz zazdrosny?
-
Ale...
-
Spokojnie. Nic mi nie zrobiła. Jest ok.
-
Na pewno?
-
Mmmmm. Ale wiesz co? Będzie jeszcze lepiej, jeśli pójdziesz do
sklepiku na drugim końcu korytarza i kupisz mi żelki.
-
Marzysz tylko o tym królowo?
-
Spełnią się moje marzenia.
-
A więc biegnę-powiedziałem i pobiegłem do sklepiku.
Płacąc
za żelki usłyszałem krzyk. Szybko zapłaciłem i popędziłem do
sali. Na podłodze leżała Naty.
-
Naty! Bardzo Cię boli? Zaraz zawołam lekarzy!
-
Nie Maxi- po jej policzku spłynęła łza- chodzi o to, że nie
boli. Bo nic nie czuję. Nic!
-----------------------------------------------------------------------
Wszyscy
myśleliśmy, że ich historia zakończy się HAPPY ENDEM. Czy na
pewno?
czwartek, 17 kwietnia 2014
WYGRAĆ ŻYCIE!!!!!!!!!
Stara konferencja z 2013 roku. Znalazłam ją dopiero teraz. To dziecko wygrało życie. Obejrzyjcie całe, a skumacie o co chodzi:
http://violetta2polska.blogspot.com/2013/10/pena-konferencja-w-brazylii-xd.html
Poryczałam się, gdy to oglądałam. Ja też tak chcę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Stara konferencja z 2013 roku. Znalazłam ją dopiero teraz. To dziecko wygrało życie. Obejrzyjcie całe, a skumacie o co chodzi:
http://violetta2polska.blogspot.com/2013/10/pena-konferencja-w-brazylii-xd.html
Poryczałam się, gdy to oglądałam. Ja też tak chcę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dodałam 18 nowych zdjęć na facebooku mojego bloga. Proszę Was, abyście na niego zaglądali:
https://www.facebook.com/naty.ponte.7
Na facebooku pojawiają się zdjęcia oraz informacje o nowych rozdziałach. Mogę robić dedykację. Jeśli chodzi o nie, sprawa jest prosta. Na mój e-mail: tstoessel33@gmail.com wyślijcie mi swoje dane oraz zdjęcie, pod którym mam zamieścić dedykację. Jeśli chcecie ja sama
mogę wybrać Wam zdjęcie. Jak na razie to tyle. Papapapapa ;*
https://www.facebook.com/naty.ponte.7
Na facebooku pojawiają się zdjęcia oraz informacje o nowych rozdziałach. Mogę robić dedykację. Jeśli chodzi o nie, sprawa jest prosta. Na mój e-mail: tstoessel33@gmail.com wyślijcie mi swoje dane oraz zdjęcie, pod którym mam zamieścić dedykację. Jeśli chcecie ja sama
mogę wybrać Wam zdjęcie. Jak na razie to tyle. Papapapapa ;*
Rozdział
13
<Federico>
Nie
wiem czemu, ale coś kazało pobiec mi za Ludmiłą. Nigdy wcześniej
nie zwracałem na nią uwagi. Aż do teraz. No cóż. Biegłem przez
dobre 10 minut. W końcu znalazłem ją na ławce, całą zapłakaną.
-
Cześć.
-
Co ty tu robisz?
-
Chciałem się dowiedzieć co się stało. I mam pytanie: ten napad
na Natalię to twoja sprawka?
-
Czy gdybym to zrobiła siedziałabym w tym głupim parku i myślała
kto jej to zrobił? Szczerze wątpię.
-
Aha.... to na pewno nie ty?
-
NA
PEWNO!
-
Dobra. Więc jak myślisz kto mógł to zrobić?
-
Skąd mam wiedzieć? Nie jestem jasnowidzem.
-
OK. Już koniec pytań. Tylko jedno. Nie płacz. Wyglądasz o wiele
ładniej gdy się uśmiechasz.
Po
tych słowach uśmiechnęła się i powiedziała:
-
Jesteś jedyną osobą, która powiedziała mi dobre słowo.
Dziękuję.
<Maxi>
Pocałowała
mnie. Była strasznie szczęśliwa. Gdy usłyszała moje słowa, o
mało nie wstała i nie zaczęła tańczyć. Ja tak samo. Myślę, że
reszta rodziny też nie mogła opanować szczęścia. Jeszcze przez
20 minut rozmawiałem z nią i jej rodzicami. Potem poprosiła, żeby
rodzina i lekarz zostawili nas samych. Popatrzyli na siebie, jednak
bez słowa ruszyli do wyjścia. Gdy opuścili pokój przesunęła się
na łóżku robiąc dla mnie trochę miejsca.
-
Dzięki- powiedziałem i siadłem na brzegu łóżka.
Jednak Naty pociągnęła
mnie i po chwili leżeliśmy obok siebie, trzymając się za ręce.
-
Maxi? Czy ty serio mnie kochasz?
-
Co to zapytanie? Oczywiście, ze tak. Pamiętaj już nigdy Cię nie
zostawię, jasne?
-
A co.... a co jeśli... jeśli nie będę chodzić?
-
Po pierwsze: na pewno będziesz chodzić, a po drugie nawet gdybym
miał Cię nosić na plecach do końca życia i tak Cię nie
zostawię. Pamiętaj.
-
Na pewno?
-
Na pewno.
-
Udowodnisz mi to jakoś?
Nasze
usta zbliżyły się. Zaczęliśmy się całować.
<Violetta>
Czekałam
na Leona w Resto. Już przez dłuższy czas nie przychodził. Nagle
do mojego stolika podbiegła Fran. Była spocona, a jej włosy były
porozrzucane na wszystkie strony.
-
Potrzebuję Cię!
-
Właśnie widzę. Po twoich włosach i wyglądzie łatwo się
domyślić.
-
Nie chodzi o to! Za 3 godziny mam randkę z Marco i musisz pomóc mi
się przygotować!
-
Z tym nowym? Który Cię uratował przed tym bandziorem?
-
No....
-
Jejejejejej! Musimy..... och nie! Przecież zaraz mam randkę z
Leonem!
-
Nagle usłyszałam znajomy głos:
-
Jej, Fran! Wyglądasz jakbyś dopiero wróciła z maratonu. Co się
stało?
Francesca
już siliła się na odpowiedź, lecz ją wyprzedziłam:
-
Leon! Zaczynamy operację „Marco i Fran”. Do roboty!
-
Ale...
-
Żadnych ale! Nasza randka może zaczekać Leonie!
Jednak
dopiero teraz spostrzegłam, że wszyscy ludzie się na mnie gapią.
Za to Francesca i Leon płakali ze śmiechu.
<Naty>
Całowaliśmy
się i na razie nie mieliśmy zamiaru przestawać. Nasze usta muskały
się w kolejnych pocałunkach.Czasami tylko
przestawaliśmy,
żeby popatrzeć sobie z miłością w oczy. Teraz nawet meteoryt lub
odgłosy wojny za oknem by nam nie przeszkodziły. Kocham Maxiego.
Kocham każdy jego gest. Jak na mnie patrzy, jak przytula, jak trzyma
za rękę. Leżeliśmy przytuleni i całujący się na szpitalnym
łóżku. Tej chwili nic nie mogło zniszczyć.
----------------------------------------------------------------------
Jak
myślicie? Jak wypadnie randka Fran i Marco? A Naxi?
wtorek, 15 kwietnia 2014
Rozdział
12
<Narrator>
Pielęgniarz,
gdy słyszy tą wiadomość powiedzianą mu, odruchowo powiedział:
-
Jak to?
-
Czemu podsłuchujesz? Nie mówiłem o pannie Natalii. Ona po jakimś
czasie wróci do zdrowia. Chodziło o inną pacjentkę- powiedział
złowrogo chirurg i zamknął mu drzwi przed nosem, jednak po chwili
znów otworzył drzwi i dodał, żeby powiedział to „temu”
młodzieńcowi. Chłopak popatrzył na młodego Ponte. Rozmawiał o
czymś z ciemnowłosą dziewczyną. Bardzo gestykulował i widać
było w jego oczach nie tylko łzy, ale i wściekłość. Nie chciał,
żeby się smucił. Zaczął iść w jego stronę szybkim krokiem.
-
Maximilliano Ponte?
-
Tak, to ja.
-
Mamy dobre wiadomości. Nie trzeba się już o nic martwić. Twoja
dziewczyna wróci do zdrowia.
Reakcja
była po prostu niesamowita. Zaczął wszystkich całować po
policzkach i przytulać. Poprosił o wolne łóżko, po czym pożegnał
się z Fran i nieznajomym chłopakiem, a później zniknął. Chciał
przygotować się do snu.
<Fran>
Wracałam
do domu. Marco zaproponował, że mnie odprowadzi. Zgodziłam się.
Był bardzo miłym chłopakiem. Zresztą gdy dowiedziałam się, że
moja przyjaciółka wyjdzie z tego wypadku, chumor znacznie mi się
poprawił. Gadaliśmy o różnych przyziemnych sprawach. Przy okazji
spytałam Marco, czy zdaje do Studio. Mówił, że bardzo by chciał,
ale nie wie, czy jest wystarczająco dobry. W końcu, nawet nie
zauważając, zgodziłam się na zaproszenie do jego domu. Miałam go
przesłuchać. Gdy wchodziłam do ogrodu, dodał:
-
Mam nadzieję, że się nie pogniewasz jeśli uznam, że to randka?
Nie
zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ Marco zniknął mi z oczu.
<Maxi>
Obudziły
mnie promienie porannego słońca. Otworzyłem oczy. To nie był mój
pokój. Ach! No tak! Szpital! Naty! Ona będzie chodzić! Siadam na
łóżku. Niedaleko mojego łóżka stoi jakieś inne. Osoba śpiąca
na nim jest podłączona do tysiąca rurek i kabelków. To przecież
Natalia! Niestety śpi. A ja muszę się zbierać do Studia. Ubieram
się pośpiesznie i wychodzę ze szpitala. Kierując się do Studia,
uświadamiam sobie, że już czas, żeby wszystkim powiedzieć
prawdę. O wypadku. I o Naty. I o tym, że wróci do zdrowia. Wchodzę
do Studia i kieruję się do pokoju nauczycielskiego. Powiadomię
Pablo i ogłoszę to w auli. Gdy wchodzę, akurat Beto wychodzi z
pokoju nauczycielskiego z psem na smyczy. Pablo karze mu jak
najszybciej go wyprowadzić. Chichoczę pod nosem.
-
Dzień dobry Maxi- słyszę znany mi głos.
-
Cześć Pablo.
-
Co Cię tu sprowadza? Jeśli chodzi o psa, to po prostu Beto ubzdurał
sobie, że musimy mieć maskotkę.
-
Nie nie chodzi o Beto. Chodzi mi o....
W
ten właśnie sposób opowiadam całą historię. Na twarzy
nauczyciela malują się wszelki możliwe uczucia. Gdy kończę, daje
tylko krótkie polecenie, żebym wstał i skierował się do auli.
Tam w końcu wszyscy dowiadują się o tym. Koniec historii. To jest
właśnie klucz. Kończę, a Ludmiła wybucha płaczem. Zaczyna:
-
Biedna Natalia. Czemu ktoś jej to zrobił? Ona była taka dzielna, a
ja zawsze byłam dla niej taka wredna. Muszę ją przeprosić.
Zresztą Was też przepraszam!- krzyczy i wybiega z sali.
Wszyscy
patrzą po sobie. O co jej chodziło? Czy to ona spowodowała wypadek
Naty? Wybiegł za nią Fede. Ale czemu? Czy coś łączy go z tą
bezczelną już od samego początku blondynką? Nie wiedział.
Oczywiście zaczęła się masa pytań: co u Naty, jak przebiegła
operacja, kto był sprawcą wypadku. Odpowiedź: nie wiem. Każdy
chciał biec odwiedźić Natalię, ale Pablo zabronił. Wiedział, że
to nie będzie zbyt dobry pomysł. Na razie ja tylko szedłem
odwiedzić Natalię.
<Naty>
Czuję
się bardzo dziwnie. Otwieram oczy. Nade mną stoją moi rodzice i
moja siostra. W ich oczach nagle pojawia się wielka radość.
Zaczynają coś gadać o jakiejś operacji, o tym jak się cieszą.
Kompletnie nie wiem o co chodzi. Po chwili wchodzi jakiś młody
lekarz i gadają o wypadku. Co? Ach jasne! Zaczyna mi świtać.
Uderzenie, operacja, Maxi... gdzie on jest? Niech on tu przyjdzie ja
go potrzebuję!
-
Niech Maxi tu przyjdzie! Chodź tutaj! Nie zostawiaj mnie! Proszę!
Patrzą
się na mnie jak na jakąś opętaną. Nie rozumiem dlaczego.
Przecież ja za nim tęsknie. Ja go kocham.
-
Chodź tu wariacie! Proszę przyjdź. Mnie boli!!!!!
-
Już jestem Natalia. Już jestem. Tylko nie krzycz.
Łapie
mnie za rękę.
-
Cześć. Co u Ciebie?
-
Ja też mogę się o to spytać.
-
No u mnie jest OK. Tylko strasznie za Tobą tęskniłam.
-
No. Ja też. Bardzo, bardzo.
-
To przejdzie?- spytał lekarza.
-
Za kilka minut.
-
Maxi?
-
Tak?
-
A ja... ja będę tańczyć?
-
Właśnie to chciałem Ci powiedzieć. Natalia, moja dziewczyna
zatańczy jeszcze nie raz. Mam nadzieję, że gdy w końcu wstaniesz,
to pierwszy raz zatańczysz ze mną. Jeśli nie, będę zazdrosny-
powiedział z uśmiechem na twarzy.
Rzuciłam
się na Maxiego i pocałowałam w usta. Moja rodzina patrzyła na to
z lekkim rozbawieniem. A ja byłam tak szczęśliwa jak nigdy dotąd.
Była dla mnie nadzieja. Nadzieja na lepsze jutro.
-------------------------------------------------------------------------------
Jak myślicie? Czy na pewno będzie tak dobrze? Sama muszę się nad tym zastanowić....
poniedziałek, 14 kwietnia 2014
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
MAŁE PODSUMOWANIE
Piszę ten post, bo chciałam podziękować wszystkim krajom, które odwiedziły mojego bloga:
♥ Polska, Poland (452 wyświetlenia)
♥ Stany Zjednoczone, United States (58 wyświetleń)
♥ Niemcy, Germany (41 wyświetleń)
♥ Holandia, Netherlands (4 wyświetlenia)
♥ Francja, France ( 1 wyświetlenie)
♥ Rosja, Russia ( 1 wyświetlenie)
Łączna liczba wejść: 557 wejść
Total number: 557 access
DZIĘKUJĘ!
THANK YOU!
DANKE!
DANK U!
MERCI!
СПАСИБО!
Piszę ten post, bo chciałam podziękować wszystkim krajom, które odwiedziły mojego bloga:
♥ Polska, Poland (452 wyświetlenia)
♥ Stany Zjednoczone, United States (58 wyświetleń)
♥ Niemcy, Germany (41 wyświetleń)
♥ Holandia, Netherlands (4 wyświetlenia)
♥ Francja, France ( 1 wyświetlenie)
♥ Rosja, Russia ( 1 wyświetlenie)
Łączna liczba wejść: 557 wejść
Total number: 557 access
DZIĘKUJĘ!
THANK YOU!
DANKE!
DANK U!
MERCI!
СПАСИБО!
niedziela, 6 kwietnia 2014
sobota, 5 kwietnia 2014
Rozdział
11
<Maxi>
-
Gdzie jestem?
-
Jesteś... no... no w szpitalu.
-
Ale po co?
-
Można powiedzieć, że miałaś wypadek.
-
Jak to: „można powiedzieć”? O co tu chodzi? Będę żyć?
-
Tak. Zawsze już będziesz żyć. I zawsze przy mnie, jasne?
-
Zazdrościsz co? W takim gipsie i rozmowach na poziomie już
poderwałam każdego chłopaka- droczyła się Natalia- ale tu nie
chodzi o to. Co się stało? Co to był za wypadek?
-
Tego nie można raczej nazwać wypadkiem. Ktoś Cię zaatakował.
Znalazłem twoje ciało już prawie martwe. I właśnie... muszę Ci
coś powiedzieć. Ty...
-
Naty?- usłyszałem męski głos.
-
Tak, to ja.
-
Jest pani przygotowana do operacji?
-
Jakiej co? Nawet za bardzo nie wiem co tu robię, a już operacja?
-
Możemy ją przeprowadzić? To bardzo ważne.
-
Yyy... tak, dobrze. Mogę z nim zostać na 2 minuty? Tylko to.
-
Ok- powiedział lekarz i wyszedł.
<Naty>
Mierzyłam
Maxiego wzrokiem. Z wielką powagą podziwiał swoje buty. Odezwałam
się pierwsza:
-
Powiedz coś.
-
Ale co mam Ci powiedzieć? Jak cierpię? Jak budzę się w nocy i
myślę „Czy Naty jeszcze żyje?” Co mam mówić? Jak bardzo Cię
kocham? Nie mogę Cię przecież stracić! Nie wytrzymałbym tego
chodzenia do Studio. Bo byliby tam wszyscy. Wszyscy, oprócz Ciebie.
-Ja
tylko...
-
Nic nie mów.
Powoli
podszedł. Schylił się. Nasze usta były coraz bliżej. To była
chyba jedyna część ciała, którą ruszałam i nie sprawiało mi
to bólu. Tak blisko. Patrzymy sobie w oczy. Bardzo, bardzo, bardzo
blisko.
-
Ekhem. Mam przygotować pannę Natalię do operacji.
Zmieszanie.
Odrywamy się od siebie. Mój chłopak jednak jeszcze raz się schyla
i mówi mi do ucha „Będzie dobrze. Jednak nie mogę odpuścić.
Gdy znajdę osobę, która zrobiła tobie krzywdę, to ja zrobię
krzywdę jej.” Dał mi buziaka w policzek i wyszedł z
pomieszczenia.
<Ludmiła>
Już
przez kilka dni nie ma Natalii w szkole. Oczywiście ten raper i
reszta tych ofiar strasznie się o nią martwią. Ja też w sumie się
zastanawiam co się jej stało. Jednak najgorsze jest to, że do
Studia przyjechał Fede, przyjaciel Violetty. Bardzo mi się podoba,
ale bez Naty nie mogę niczego zdziałać. Odkąd wyjechał Tomas,
myślę tylko o Federico. Ahhh...
<Fran>
Wracałam
od Camili. To był już późny wieczór, więc ciemność pochłonęła
cały świat. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramiona.
-
Oddawaj torebkę, bo pożałujesz!
-
Niczego Ci nie oddam!
Napastnik
uderza mnie w twarz, a później w głowę. Kręci mi się w głowie.
Już prawie upadam. Jednak nagle ktoś bierze mnie na ręce, wyrywa
napastnikowi moją torbę i każe mu się wynosić. Niesie mnie
gdzieś. Nie wiem kto to. Wnosi mnie do dużego budynku. To szpital.
Stawia mnie na ziemię.
-
Nic Ci się nie stało?
-
Nie.
-
To świetnie. A tak w ogóle jestem Marco.
-
Ja jestem...
-
Ty jesteś Francesca. Znam Cię z U-mixu. Wiesz co? Lepiej
porozmawiajmy później. Najpierw przebada Cię lekarz.
Ruszamy
korytarzem. Jest późno, więc na korytarzu siedzą tylko nieliczne
osoby. Płaczą, mamroczą coś lub po prostu patrzą się w
przestrzeń. Jednak jedna osoba przyciąga szczególne moją uwagę.
Chłopak ma na oko 17 lat. Na głowie ma kolorowy fullcap, na szyi
wiszą bezwiednie słuchawki. Przecież to Maxi! Ale nie ten sam co
zawsze. Tamten Maxi jest zawsze radosny. Ten wręcz przeciwnie: po
jego policzkach spływają łzy, a on sam patrzy się w ziemię.
Proszę Marco, żebyśmy do niego podeszli.
-
Co się dzieje Maxi? Czemu tu siedzisz.
-
Pamiętasz jak opowiadałem Ci o Naty?
-
Racja.... ale... ona..
-
Spokojnie, żyje. Tylko teraz trwa jej operacja.
-
To czemu się smucisz? Przecież będzie żyć!
-
Wiem! Wiem, że będzie żyć! Ale co z tego, jeśli jest bardzo mało
prawdopodobne, że będzie chodzić. Rozumiesz? Wózek inwalidzki! I
jak ona wytrzyma bez tańca? Jak?
W
tej chwili z sali wychodzi lekarz. Mówi do Maxiego:
-
Panie Ponte, operacja się przedłuży. Możemy przygotować dla pana
pościel, bo wiem, że pan stąd raczej nie wyjdzie, a siłą wynosić
nie chcę. I nie smuć się!
Wychyla
się głowa lekarza.
-
Złe wieści. Pacjentka... ona... nie wróci do zdrowia....
------------------------------------------------------------------------
Staram się pisać jak najwięcej. Tylko błagam Was o komentarze! @Naty Perrdio, dzięki, ze chociaż teraz ty mnie wspierasz. Oczywiście kocham Was wszystkich, ale nie piszę tylko dla niej bloga. Więc proszę Was tylko mały komentarz.
1 KOMENTARZ= 10% PRZYPŁYWU WENY
czwartek, 3 kwietnia 2014
Kochani!
Muszę oznajmić, że za kilka dni z powodów prywatnych nie będę mogła wpisywać żadnych postów. Mój blog zostanie na kilka dni "zawieszony". Sprawia mi to wielki ból, ale nic nie mogę na to poradzić. Mam nadzieję, że nie przestaniecie czytać mojego bloga. Dla Was zrobię wszystko, ale niestety sprawy prywatne wzywają. Nie dzieje się nic poważnego. Po prostu nie chcę, żebyście pomyśleli, że zawieszam bloga na stałe. Serdecznie pozdrawiam i ślę buziaki <3
Rozdział
10
<Maxi>
-
Mamy złe wieści....- zaczął lekarz.
-
Nie żyje?
-
Żyje. Jednak wiele miejsc miała złamanych. Została bardzo pobita.
Przeprowadzenie operacji jest konieczne. Jednak....
-
Tak?
-
Będzie bardzo, bardzo wolno dochodzić do zdrowia. Nawet nie wiadomo
czy w ogóle dojdzie- powiedział szeptem lekarz.
Gdy
usłyszałem ostatnie słowa prędko wybiegłem z sali. Później na
dwór. Nie wiem, gdzie biegłem. Po 20 minutach biegu i nieustannie
powstrzymywanych łez, wpadłem na Francescę.
-
Co się stało? Czekaj! Zadzonię po...
-
Nigdzie nie dzwoń! Jeśli chcesz wiedzieć co się stało, to nikomu
nie możesz o tym powiedzieć, jasne?
-
Ok. No mów.
Opowiadałem
jej wszystko już nie powstrzymując łez. Po prostu ryczałem tam na
ławce w parku jak małe dziecko. Ludzie się na mnie patrzyli. Nie
obchodziło mnie to. Obchodził mnie tylko i wyłącznie los Natalii.
<Viola>
Siedziałam
w pokoju z Camilą i czekałyśmy na Naty i Fran. Miały przyjść 20
minut temu. Może coś je zatrzymało? Nagle wbiegła zdyszana Fran.
Wypytywałyśmy gdzie jest Naty, lecz ona mruknęła coś, że bolała
ją głowa i nie mogła przyjść. Chciałyśmy zadzwonić, ale
zabroniła nam. Zaczęła paplać, że była u niej, że był
Maxi...... Po prostu Natalia spała i nie było można jej budzić.
Resztę wieczoru spędziłyśmy w miłej atmosferze. Czułam jednak,
że Fran coś kręci. Była bardzo rozkojarzona.
<Naty>
Otworzyłam
oczy. Nade mną stał jakiś mężczyzna. Nagle usłyszałam:
-
Obudziła się.
Brawa.
Próbuję czymś poruszyć. Jednak czuję koszmarny ból, kiedy tylko
podniosę paluszek. Patrzę w dół i nie wierzę. Jestem cała w
gipsie.
<Maxi>
Następnego
dnia wszyscy wypytują: „Gdzie jest Naty”lub „Coś się stało
Naty”albo „Gdzie jest Twoja dziewczyna Maxi?”
Głowa
mnie boli od nieustannych pytań. Po zajęciach idę do szpitala.
Podchodzę do recepcji.Młoda kobieta wskazuje mi salę,
w
której leży moja dziewczyna. Wchodzę. Jest cała w gipsie i ma
posiniaczoną twarz. Wyobrażam sobie: Natalia na wózku. Siadam i
chowam ręce w dłonie. „ Kto jej zrobił coś takiego? Jak można
chcieć kogoś zabić? Tak po prostu.” Wchodzi lekarz, bo słyszę
jego głos:
-
Spokojnie. Ona przeżyje.
Co
z tego? Ona przecież uwielbia tańczyć! A jeśli nie wstanie?
Lekarz
wychodzi. I słyszę głos: Maxi?
--------------------------------------------------------------------
Niestety krótkie. Ale mam nadzieję, że się podobają ;)
środa, 2 kwietnia 2014
Rozdział
9
<Maxi>
Po
zajęciach podszedłem do dziewczyn. O czymś zawzięcie dyskutowały.
-
Widziałyście może Natalię?
-
Nie- odpowiedziały dziewczyny.
Nagle
ktoś przysłonił moje oczy rękoma.
-
Dobrze, że Cię widzę misiaczku!
-
Skąd się tu wzięłaś Ana?
***
<Naty>
Miałam
jeszcze dwie godziny do zajęć. Z nudów zaczęłam przeglądać
jakiś stary album z dzieciństwa. Na pierwszych zdjęciach był mały
grubasek z kręconymi włoskami. Zaśmiałam się. Później już
były inne zdjęcia. Ludmiła śpiewa, ja biję brawo. Śpiewam
chórki do piosenki Ludmiły, ja i Ludm....
Co?
To niemożliwe żebym miała zdjęcia tylko z blondi. Zamknęłam
album i wyleciało z niego jakieś stare zdjęcie. Podniosłam je.
Było to zdjęcie zrobione niedawno. Pamiętam tę sytuację.
Maxi.... mnie obronił. Przed Lu. Jednak to zdjęcie miało w sobie
coś wyjątkowego. Chłopak patrzył na mnie ze spojrzeniem pełnym
czułości. A ja miałam głowę na jego ramieniu. To zdjęcie....
Zaraz,
zaraz. Kto je zrobił? Nikt nie był wtedy w pobliżu. Zresztą jak
znalazło się w moim albumie. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i
zakrył ręką usta. Później uderzył czymś w głowę. Upadłam.
<Maxi>
Przez
cały dzień szukałem Naty. Po wszystkich klasach, ogródkach, nawet
wszedłem do damskiej toalety, skąd z inpentem wykopały mnie
dziewczęta. Zajrzałem bezradnie do szafki, w której znalazłem
list:
„Kochany
Maxi
Mam
nadzieję, że znalazłeś szybko list. Inaczej Twoja dziewczyna
leżąca w parku już nie żyje.”
Biegłem.
Najszybciej jak mogłem. W końcu znalazłem ją. Leżała
zakrwawiona pod drzewem. Wykręciłem numer. Przyjechali po 5
minutach i zabrali ją. Też pojechałem. Czekałem trzy godziny w
poczekalni. Wszedł lekarz.
-
Maximilliano Ponte?
-
Słucham?
-
Mamy złe wieści....
------------------------------------------------------------------
Rozdział trochę krótki, ale mam nadzieję, że się spodoba. :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)